Pomorski Przewodnik Turystyczno - Krajoznawczy.

Monday 18 May 2020

Legenda spod Świdwina...




Wierzcie lub nie wierzcie, ale tę współczesną legendę „wiejską” usłyszałem niegdyś w jednej z miejscowości powiatu świdwińskiego. Nieco ją tylko ubarwiłem i wygładziłem, a przede wszystkim przytemperowałem, gdyż w oryginalnym kształcie zapewne nie nadawałaby się do zamieszczenia na tych łamach…
  
Straszliwa przygoda profesora Kancerowicza – legenda zachodniopomorska.
Ponieważ sławny Cudotwórca profesor Kancerowicz posiadał był naturę romantyczną, jednym pociągnięciem swej magicznej różdżki zamienił banalne zachodniopomorskie pałace w malownicze ruiny. Niestety, nierozgarnięci mieszkańcy Krainy Poplątanych Dróg, co choć tak blisko cywilizowanego Zachodu żyli, mentalnością dziką Wschodnią wciąż przesiąknięci byli, nie podzielali romantycznych zachwytów sławnego Cudotwórcy. 
Tedy, kiedy razu pewnego, czasu już z dawna dawnego, przejeżdżał był profesor Kancerowicz przez Krainę oną, zmierzając pięknym powozem z grodu Kapusty (a ściślej: Brukselki) do grodu Kołyski 
(a ściślej: a mniejsza z tym…!), napadli byli na niego, pragnąc mu skórę drogocenną profesorską na wzór wschodnio-azjatycki zdrowo wygarbować. Nie na darmo jednak sławny profesor grywał co wieczór w squasha, a jeśli nawet i za kołnierz nie wylewał, to przecie nie taniego 20-letniego łyskacza, a tym bardziej pospolitą starkę 50-latkę, ale zwykle trunek szlachetny: burgundzki lubo burboński – toteż i kondycję posiadł był doskonałą niczym szybkobiegacz amerykański kondycjonowany słusznie i skutecznie. Tedy i wnet zmylił pościg jaki za nim miejscowa hołota wiodła. I oddaliwszy się od swej pięknej kolaski zbiegł był chyżo w pobliskie laski…
Pora jednakoż późna była, teren nieznany i dziki, a do tego pościg niecywilizowany nie odpuszczał – stąd i znalazł się w chwili nieszczególnej Cudotwórca Kancerowicz w sercu pomorskiego matecznika, pozbawion utopionych w bagnie kamaszy ze skóry japońskiego cielęcia kawiorem karmionego, w porciętach i w smokingu od najlepszego co prawda mistrza paryskiego, ale tak strasznie zszarganych, że teraz by i w nich się nawet i na byle wasiawskim przyjęciu nie śmiał pokazywać… Ale gdzieżby o salonach miał myśleć zacny profesor, kiedy zmrok w lesie powoli zapadać zaczyna i wyją… - czy to wilki, czy wilkołaki? (choć to po prawdzie jeno żaby kumkały…). Kiedyż zatem stopą bosą w łajno był wdepnął, a zdawało mu się, iże się w czeluść bagienną zapada, zawołał w rozpaczy sławny Cudotwórca, że duszę by chętnie diabłu ofiarował, byleby go jak najbystrzej z tego dna rozpaczy wyciągnięto. 
Na to i jakby szatan czekał, bo nim chwilka – co w takich okolicznościach wieczność trwa – minęła, stanął przed obliczem wielkiego Kancerowicza bies we własnej osobie i zagadał językiem – czego się na tych terenach można było spodziewać – szwabsko-należytym: 
„Nieuczciwie panie zagrywacie, bo duszy już przecie od dawna nie macie. Ale wezmę od ciebie tegoż oto szwajcara – sprawnym ruchem ściągnął był z przegubu kacerowiczowego Patka (prezent od pewnego wdzięcznego z Hameryki dziadka) – w zamian zaprowadzę ciebie, kochaniutki, na przyjęcie jakie tu w swoim pałacu wydaje dziś sam lord Nothing! Co prawa, brak tobie odpowiedniego stroidła wieczorowego, lecz   ów dostojny pan mym przyjacielem jest, tedyś i ty w jego oczach nie byle pies!”. 
I powiódł go przez las ciemniejący w stronę nieodległego pałacu. Cóż…, można i Patka przeboleć, kiedyś pomiędzy arystokratów wprowadzon.

Na przyjęciu, w rozkosznej sali balowej pysznego pałacu lorda, spotkał był Kancerowicz (hrabia na schwał, choć zaledwie od ćwierćwiecza tytuł ów miał) i barona De La Pauvrete, który z wieży pałacowej pokazał mu swój wzniosły chateau, stojący w pobliżu, na wyniosłym wzgórzu, jakoż i grafa von Blocka, którego siedziba wznosiła się nieopodal. Później konsumowano dziczyznę, jaką byli upolowali panowie w pobliskich borach, znakomite trunki pijano, z paniami pięknymi tańczono, a na koniec cygarami przy kartach się raczono – do samego niemal piania kogutów. I wtenczas się przebudził cudotwórny Kancerowicz…
I zrozumiał że go diablisko pomorskie podle oszwabiło…! Arystokraci bowiem okazali się miejscowymi pijaczkami – ów lord był bezdomnym włóczęgą, który w ruinie pałacowej na klepisku po dawnej sali balowej urzędował, chateau tegoż niby barona nędzną chatą krytą rozpadającym się eternitem było, a tenże którego von Blockiem zwali w brudnym bloku popegerowskim pomieszkiwał. Przyjęcie okraszono zaś zwierzyną skłusowaną i siwuchą zbimbrowaną, zaś o płci pięknej na nim obecnej wolał Kancerowicz nawet i w myślach swych zmilknąć, bowiem wszyscy znali go jako wyjątkowego estetę. Tako i złorzecząc czystą żywą polszczyzną-klnąwszczyzną, wyniósł się był profesor Kancerowicz z ruiny po angielsku – boso, w podartych portkach i zgałganiałym kubraku, bez pamiątkowego szwajcara i obłego portfela, któren wczorajszej nocy przegrał, rżnąc w karciochy (nie szło mu, gdyż go dym podłej fajury odurzył).
Złorzecząc na Szwaba, co go tak oszwabił, powędrował był Cudotwórca Kancerowicz na Zachód – bo innej drogi nie znał…

1 comment:

  1. Na zdjęciach: ruina pałacu w Ząbrowie w powiecie świdwińskim. Jest to jedna z najciekawszych rezydencji późnego historyzmu na terenie Pomorza Zachodniego. Pałac powstał w niezwykle ciekawy sposób: poprzez przebudowanie istniejącego wcześniej parterowego dworu. Uczyniono to z zachowaniem starej więźby dachowej, którą podczas rozbudowy ... podniesiono za pomocą dźwigu! Działo się to w latach 20-tych minionego wieku. Pałac otrzymał neobarokową fasadę (w stylu baroku brandenburskiego). Jak to często bywało, wczesną wiosną 1945 roku, tuż przed pojawieniem się Armii Radzieckiej, budowniczy pałacu kapitan Kurt Neumann wraz żoną oraz młodszą córką popełnili samobójstwo. Ale budynek przetrwał dziejową zawieruchę. Ponoć miał się dobrze i w późniejszych latach. Mieściły się w nim biura PGR, świetlica, gabinet lekarski. Później oddano go w prywatne ręce i... Efekty prywatyzacji widzicie na załączonych obrazkach...

    ReplyDelete

Linki

Twitter Facebook Instagram You Tube Behance wordpress RSS Feed Email Pinterest

Popular Posts

O blogu słów kilka

Drogi mają to do siebie, że zwykle plączą się niemiłosiernie. Moje drogi życiowe są zaś mocno splątane z zachodnią i środkową częścią Pomorza, które samo w sobie jest jedyną w swoim rodzaju, niepowtarzalną Krainą Poplątanych Dróg. A dlaczego? Dowiesz się tego - wędrując drogami bloga mego!

Szukaj w blogu


About Me

My photo
Poplatanymi drogami idę przez życie...

Followers

BTemplates.com

Blogroll

About

Copyright © Kraina Poplątanych Dróg - kpdreskiego | Powered by Blogger
Design by Lizard Themes | Blogger Theme by Lasantha - PremiumBloggerTemplates.com