Pomorski Przewodnik Turystyczno - Krajoznawczy.

Czytaj więcej

Zapraszam do czytania, oglądania i komentowania

Jaro Reski
Czytaj więcej

Podziel się swoją historią, czekam na listy

Jaro Reski
Czytaj więcej

Złota przyroda Pomorza Zachodniego w naszej fotogalerii

Kraina Poplątanych Dróg
Czytaj więcej

Zapraszam do czytania, oglądania i komentowania

Jaro Reski
Czytaj wiecej

Tu, gdzie słońca blask...i morza szum

Kraina Poplatanych Dróg

Monday 31 August 2020

Ździchu...

Jadąc z Drawska do Drawna, zatrzymałem się w Konotopie. Musiałem lekko odsapnąć po tym jak półpancerny wózek z dobrze bawiącymi się w naszym gościnnym kraju naśladowcami Rambo o mało nie zepchnął mego samochodu na pobocze. W wiosce zwiedziłem uroczą plenerową galerię. I jedno z dzieł przywołało na myśl Ździcha. Kanonier Ździchu Dziecina był onegdaj moim podkomendnym. Była z niego niczego sobie dziecina: mniej więcej rozmiaru słusznej szafy gdańskiej (stamtąd, zresztą, do nas przyjechał, choć do Trójmiasta, gdzie w pocie czoła budował statki, trafił z głuchej wsi kujawskiej). Ździchu nie tylko ciałem był wielki. W onym ciele przeogromnym kryło się również i przeogromniaste serce. A do wszystkiego co czynił, ów mocno przerośnięty mięsień wkładał był ochoczo… Ot,chociażby: kiedyśmy triangulację ćwiczyli, wysłaliśmy na sterczące niczym stromy cycek (żołnierzom na poligonie wszystko musi się odpowiednio kojarzyć…) wzgórze Ździcha z łatą mierniczą. A że miał doń, do cycka onego, z kilkaset metrów co najmniej, tośmy się zajęli tymczasem innymi, poważniejszymi sprawami, czyliż: rozpalaniem dobrze zamaskowanego ogniska. Grzejąc się przy nim i wędząc podwędzoną z magazynu kiełbasę, zapomnieliśmy zupełnie o Ździchu. Dopiero po jakimś czasie, ktoś zwrócił był uwagę, że bardzo nam przy tych wesoło trzaskających iskierkach brakuje ździchowych anegdotek (którymi sypał niczym mag z rękawa). „Ano właśnie! Co ze Ździchem?” – zapytałem. Kapral Syguła tedy powstał, uczynił był daszek z dłoni – bo słońce, mimo mrozu, paliło w oczy jak na Karaibach – i rzekł: „Stoi jako ten słup!”. Zerknąłem przez pokaźną lornetę nożycową, powiększającą tak silnie, że nieomal można było zajrzeć w poczciwe oczyska zsiniałego Ździcha. Istotnie: stał jak słup na tym rześko trzaskającym mrozie, bo taki miał rozkaz. A rozkaz, jak sam mawiał, to rzecz święta, bo jak pan podchorąży rozkaże, to jakby sam biskup kujawski – trza z sercem! Taki był nasz Ździchu, maskotka plutonowa, dwa metry i jakie ze trzy centary najczystszej życzliwości! Przyznam się szczerze: obijaliśmy się na tym zimowym poligonie jak mało kto. Dowódca baterii, świeży pryszcz przekwalifikowany z politruka, zawalił z kretesem strzelanie na ostro, plutony ogniowe rozdzielono zatem pomiędzy inne baterie, a naszemu plutonowi dowodzenia nakazano się szkolić we własnym zakresie. Szkoliliśmy się zatem głównie ze sztuki maskowania i opanowaliśmy ją doskonale. Należało wybrać dobry zagajnik, rozpalić ognisko – które musiało być przy tym całkowicie niewidzialne, a tej umiejętności pozazdrościć musieliby nam nawet i najbardziej doświadczeni Apacze – i w jego ciepełku ogrzewać wartości bojowe. Chodziło głównie o bój z nudą, toteż zajmowaliśmy się zasadniczo gaworzoną literaturą wspominkową. Każdy coś tam dawał od siebie. A Ździchu, opowiedziawszy nam już z tysiączek anegdot z własnego życia, zaoferował się że na dodatek cosik może nam zagrać. Bo po dziadku to on jest po prawdzie wyrtuoz, tyle że trzeba by jakieś odpowiednie instrumentum skombinować. Ktoś podsunął mu butelkę po winie owocowym, które nam wyznaczeni zwiadowcy znosili ofiarnie ze spożywczaka w Konotopie. Ale na dęciakach Ździchu grać nie umiał… Następnego dnia zaczepił mnie szef kompanii piechocińców z zapytaniem czy czasem nie mam do pożyczenia piły, bo ichnia poleciała dziwnym trafem w przestworza. „W ambę się jakby nagle zapadła…” - rzekł ponuro, po czym zaklął tak jak podoficer LWP nigdy by sobie nie pozwolił. Piły-śmy nie mieli, a przynajmniej nic wówczas o takowej nie wiedziałem, choć sztywny krok Ździcha powinien mnie wówczas naprowadzić na trop zagadki jej nagłego zniknięcia u szacownych sąsiadów. Gdyśmy bowiem doszli do rejonu dzisiejszej zamaskowanej dyslokacji plutonu, nasza gdańska szafa wyciągnęła z spod munduru… rzeczoną piłę do drewna! W plecaku schowany zaś miał skonstruowany dziś już sam nie wiem z czego smyczek. „Obiecałem panu podchorążemu koncert – rzekł – A jak coś kanonier Ździchu Dziecina obieca, to na mur-beton!”. I przy mrozie dziarsko trzaskającym, tudzież i przy subtelnym trzaskaniu płonących gałązek rozpoczął się ów koncert ździchowy! Istotnie, okazał się być nasz słuszny Dziecina wirtuozem piłowania. Piłował pod kopułą mikrego zagajniczka niczym jaki Piłderewski w Royal Albert Hall! Grał ze łba chłopsko-chłopackiego, a jakby z nut jakiegoś zapoznanego kujawskiego Wieniawskiego… Grał, a jakby jakie anieli śpiewali… Nawet i sam największy wybrzydzacz bateryjny, dziadek-bombardier Stąpała, ledwie ukrywszy łzy wzruszenia, wyrzekł z iście świątecznym namaszczeniem: „Ździchu, niech no cię wyściskam! Ty grasz tak cudnie, że słyszę jakby anieli nad mą głową latali…!”. A nad naszymi głowami właśnie przelatywały ze świstem pociski z haubic 152 mm…
Poczytaj sobie

Linki

Twitter Facebook Instagram You Tube Behance wordpress RSS Feed Email Pinterest

Popular Posts

O blogu słów kilka

Drogi mają to do siebie, że zwykle plączą się niemiłosiernie. Moje drogi życiowe są zaś mocno splątane z zachodnią i środkową częścią Pomorza, które samo w sobie jest jedyną w swoim rodzaju, niepowtarzalną Krainą Poplątanych Dróg. A dlaczego? Dowiesz się tego - wędrując drogami bloga mego!

Szukaj w blogu


About Me

My photo
Poplatanymi drogami idę przez życie...

Followers

BTemplates.com

Blogroll

About

Copyright © Kraina Poplątanych Dróg - kpdreskiego | Powered by Blogger
Design by Lizard Themes | Blogger Theme by Lasantha - PremiumBloggerTemplates.com